Raz na jakiś czas przychodzi taki dzień, jeden z tych
gorszych. Nie chodzi mi o deszcz za oknem, czy stertę notatek do ogarnięcie na
już. Mówię tu o dniu w którym nie mam co na siebie założyć. Już zbliżając się
do szafy czuję, że nie będzie łatwo :) . Otwieram drzwi i chociaż widzę przed sobą cztery półki pełne ciuchów, nie
jestem w stanie sklecić żadnego godnego uwagi zestawu. Jeśli nawet uda mi się
zwizualizować jakiś konkretny dół i dobrać w wyobraźni dodatki to zawsze
brakuje mi jakiejś kluczowej części. I zaczyna się horror klasy D. Wywalanie
wszystkiego na łóżko, przekleństwa, lamenty, że nie mam nic fajnego na
składzie. Na końcu wpadam w czarną dziurę, strzelam focha i komunikuję, iż
nigdzie nie wychodzę. Pół biedy jeśli szykuję się na miasto czy spacer z chłopakiem. Gorzej jeśli za 15 minut mam
autobus na uczelnię lub inne ważne wyjście.
W ostatniej chwili coś wynajdę, zazwyczaj nic wymyślonego
byle by nie straszyć ludzi na ulicy.
Tak było i tym
razem. Myślałam nad pasującą górą pół nocy i cały ranek. Ostatecznie złapałam
pierwszą lepszą zakrywającą tyłek koszulę i poleciałam na przystanek..
Jaki morał z tego wywodu? Czas na porządki w szafie!!! I na bardziej
przemyślane zakupy :)
Foto: Alex
Legginsy - targ
Koszula - Zara
Buty - CCC
Bransoletki - Hous, sh